Boże zjedzenie tej pięknej kobiety wywołało u mnie gęsią skórę i zażenowanie, ten film naprawdę nie był taki zły ale ta końcówka mnie powaliła i przysporzyła o mdłości. Tym bardziej, że był tam jakiś wątek miłosny między zjedzoną, a "bohaterem", szczyt głupoty scenarzysty!!!
Eeeee... o to właśnie chodziło, by wywołać emocje u widza. Zresztą, to była kwestia typu- ja, albo ona. W mediach słyszymy, że ludzie zabijają się dla fajka, niestety obawiam się, że dokonanie aktu kanibalizmu, gdyby to była kwestia przetrwania, też nie byłoby problemem.
Poza tym końcówka w ten sposób nabrała iście wisielczej ironii. Lepsze to niż kolejny hepi end w stylu żyli długo i szczęśliwie.
Ja także uważam, że końcówka tego filmu była wprost ohydna. Gdy ją zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć w to, że realizatorzy zdecydowali się na coś takiego. Nie oczekiwałem happy endu w stylu „żyli długo i szczęśliwie”, ale takie zakończenie to już przegięcie. Już dawno nie czułem się tak zniesmaczony i zirytowany po filmowym seansie. To miała być komedia? Końcowe sceny tego filmu sprawiły, że w jednej chwili przestał być on dla mnie śmieszny na zawsze. Przekreśliły one dla mnie wszystko, co ewentualnie mogło być wartościowe i godne uwagi w tym filmie. Innymi słowy, żałuję, że go oglądałem i najchętniej wymazałbym go sobie teraz z pamięci.
Poza tym uważam, że dwaj główni bohaterowie wykazali się wyjątkowym egoizmem. Gdy jeden z nich został ugryziony i zaczął przemieniać się w zombie, powiedział, że ten stan „ma swoje dobre strony”. Powinien był więc pozostać zombie. Dziewczyna pomagała im jak mogła i zasługiwała na lepszy los. Zamiast tego padła ofiarą wyrachowanych kanibali, którzy jako ludzie okazali się gorsi od potworów, a reżyser filmu każe mi się z tego śmiać.
Powiecie mi pewnie teraz, że za dużo oczekuję od tego filmu. Być może. Ale taki już jestem, że nawet od takich „komedii” oczekuję jakiegoś minimum ładu, składu i przyzwoitości. Tutaj zabrakło mi zwłaszcza tej ostatniej. Reżyser najwyraźniej zrezygnował z niej za cenę możliwie jak najbardziej przewrotnego i zaskakującego zakończenia. Ale taki finał to co najmniej jakiś okrutny żart. Wolę już przewidywalne końcówki niż takie „niespodzianki”. Bo one, jak wiadomo, nie zawsze są miłe.